Translate

poniedziałek, 9 lipca 2012

5 lipca (czwartek) usuwamy blachy!

Cały czas ćwiczyłem ze samym sobą, że nie ma co się źle nastawiać, ale stres zawsze jest.

Myślę, że tym razem przygotowałem się lepiej, może być ciężko, ale jak tylko się obudzisz - poruszaj się w łóżku, poćwicz oddychanie i jak tylko będzie zgoda, wstawaj i lekki spacerek z asystą. I pamiętaj Dawid - nie bądź okropny, bądź miły i myśl pozytywnie.
Taką wyprawkę przygotowałem sobie do zabiegu.

Wstałem rano przed 7:00, ogoliłem się porządnie i wykąpałem, leżąc w łóżku, czekałem na operacyjny rydwan przeznaczenia. Misja jest jedna - pozbyć się blach i śrub, a jest ich trochę - odpowiednio 6 i 28.

Oczekiwanie na zabieg w sali szpitalnej:
"This is operacja!!!"

"Zielony kubraczek na operacje gotowy"

"Operacyjny rydwan gotowy - nie chce jechać!"
żartuję, bardzo chcę, wręcz się doczekać nie mogę.

Leżąc tak na tym rydwanie powtarzam sobie, aby być pozytywnym i ruszyć ciało od samego początku, gdy tylko się obudzę - choćby lekko, ale żeby nie leżeć jak kłoda i oddychać głęboko. I MYŚLEĆ POZYTYWNIE.
Dostałem tabletkę na uspokojenie - standardowa procedura, wygląda jak pół Viagry - nie pytajcie skąd wiem - bo jak powiem, że salowa mi powiedziała to i tak nie uwierzycie.
Namiot się nie pokazał, ja jestem spokojniejszy więc to nie Viagra :P

Dojechałem na salę operacyjną, rozmawiam z ludźmi dookoła, poprosiłem: 
"Jak da radę to chciałbym blaszki i śrubki na pamiątkę" 
- Pani pielęgniarka pokazała mi, do kogo mam się uśmiechnąć - usłyszałem: "Zobaczymy co się da zrobić"  
- ta sama Pani pielęgniarka powiedziała - "jak już tak mówi, to będzie na Pana niespodzianka czekała :)"
Kolejny pozytyw przed zabiegiem

Zaczęło się wprowadzanie narkozy dożylnie, mam powiedzieć kiedy zacznie boleć mnie ręka,
początkowo - przyjemne mrowienie, potem ból do zniesienia, coraz cieplej, coraz nieprzyjemniej, mówię:
"boli strasznie!"
"sufit zaczyna falować" - zorientowałem się
powiedziałem do wszystkich "do widzenia" usłyszałem śmiech po czym odpłynąłem...

Obudziłem się na sali wybudzeń
Muszę przyznać, że byłem mocno skołowany tym co się dzieje. Na buzi okłady żelowe- mmmm ale przyjemnie, poruszałem się - wszystko dobrze, no to oddychanie - co 10 oddech na maksa. Trochę problem, żeby się skupić na tym ćwiczeniu, ale po 5-ciu seriach oddychało mi się idealnie.
Nie wiem ile tam leżałem, myślę, że od odzyskania przytomności maksymalnie godzinę.
Zawieźli mnie na salę, byłem nadal słaby, ale czułem się świetnie, pozytywne myślenie, zero złości, słabiutki jak naleśniczek - mój kolega z sali Pan Zbigniew mnie tak podsumował.

Pierwsze wskazania - zakaz jedzenia i picia w dniu dzisiejszym, mogę troszkę tylko wody. Zrobiłem siku do kaczki, bo jeszcze nie miałem wstawać.
Zacząłem się stopniowo pionizować do siadu w łóżku, ale bardzo wolno, dostałem zgodę na wstanie z łóżka i po jakimś czasie wstałem, ale to powoli i z dużym szacunkiem do mojego stanu. Z minuty na minutę po tym coraz lepiej. Pionizacja dobrem koniecznym!!! :)
Troszkę mi się jeszcze w głowie kręciło po tej narkozie - znaczy byłem taki skołowany, nie wiedziałem czy wszystko z początku dzieje się tak, jak mi sie wydaje. Zwykłe skołowanie.

Ważne:
Dobrze by było, żeby po powrocie na sale ktoś z Wami był, nie ma jak przyjechać na salę i zobaczyć kogoś bliskiego, ze mną była moja ukochana. Aniu dziękuje Ci za to - Kocham Cię!
Zgoda na pionizacje - wstawaj!
Nie przejmuj się zakazem jedzenia - i tak się nie chce jeść.
Da się oddychać przez nos.
Tak wyglądasz jak buła! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz