Translate

piątek, 31 lipca 2009

Poszukiwania diety białkowej

Dzisiaj postanowiłem się ostro zabrać za poszukiwanie jedzenia bogatego w białko a zarazem ubogiego w węglowodany i tłuszcze.
Zakupiłem:
- serek twarogowy (chudy i półtłusty, aż tak nie będę uciekał od tłuszczu)
- serek wiejski lekki
- serek homogenizowany

Są tu dosyć fajne proporcje potrzebnych mi składników, dodatkowo na allegro zamówiłem odżywkę białkową, którą będę uzupełniał brakujące białko w ciągu dnia. Odżywkę wspomagać będę dodatkowo multiwitaminą i wapniem w rozpuszczalnych w wodzie tabletkach.

Odnośnie wczorajszego deseru - był pyszny, trochę kwaskowy, dlatego czułem go chyba do samego zaśnięcia :)

Dzisiaj na obiad zjadłem pomidorową, a potem mocno rozdrobnione ziemniaki z sosem mięsnym. Co ciekawe, zjadłem może 1/6 tego co zwykłem jadać przed operacją i byłem najedzony do syta. A żeby było jeszcze ciekawiej, to zwykle godzinę po obiedzie byłem znowu głodny, a teraz...
mija druga godzina i nie mam zamiaru niczego więcej przyjmować do kolacji.

Dzisiejsze zdjęcia:

czwartek, 30 lipca 2009

Kilka ciekawostek

Wczoraj zapomniałem się podzielić ciekawostkami, dlatego robię to teraz:

- Aparat zostanie ściągnięty między 4 a 6 miesiącem po operacji - nareszcie.

- Wczoraj podczas pobytu pod parasolkami nad wodą zauważyłem, że komary które kiedyś uwielbiały mnie gryźć, teraz siadają na chwilę na mojej skórze, po czym wolą przesiąść się na bluzę. Świadczy to zapewne o tym, że jest jeszcze we mnie wiele nieciekawej chemii, no ale nie ma to jak detox.

- bezwzględny zakaz gryzienia pokarmów

A co do dnia dzisiejszego to:
- rozpocząłem jedzenie małą łyżeczką, wpierw zdejmuję gumki, a potem jem co się tylko da rozdrobnić językiem o podniebienie. Następnie mycie ząbków szczoteczką, dziwne to trochę, ponieważ praktycznie nie mam czucia.

- Odnośnie jedzenia to poza kaloriami muszę zacząć zwracać uwagę na to co dokładnie zawiera mój posiłek. Potrzebuję aby posiłek zawierał możliwie dużo białka i możliwie mało węglowodanów, co jest teraz trudne, bo słodkie budynie mi najlepiej wchodzą :/ No ale poszukałem trochę na temat diety bogatobiałkowej w internecie i zobaczymy co z tego wyjdzie...

Zaczynam od testowania papek dla dzieci tzw. "Gerberów", mają dużo białka i niby są zdrowe. Niestety pierwszy smak - puree jarzynowe z kurczakiem po kilku łyżkach wylądowało w śmietniku. Jest to tak niedobre, że nie dziwie się bobasom, że rzucają jedzeniem :) Jutro muszę sprawdzić kolejne 3 smaki, które sobie zakupiłem, ale obawiam się, że skończą tak samo jak pierwszy. Jeśli papki się nie sprawdzą, to w kolejce czeka:

- twarożek
- jaja
- kleik ryżowy
- serki
- jogurty


Na kolacje zaplanowałem deser również w papce dla dzieci-marchewka z jabłkiem, pachnie ładnie, może smak będzie adekwatny do zapachu, jeśli nie, to wie gdzie się znajdzie.

Dzisiejsze zdjęcia:

usta w dalszym ciągu smaruję - kąciki Pimafukort, reszta Alantan

środa, 29 lipca 2009

Druga wizyta po operacji

Ciężko mi się dzisiaj wstawało, no ale jak trzeba to trzeba. Z rana pojechaliśmy do Wrocławia, niestety już na wysokości Gliwic utknęliśmy w mega wielkim korku. Okazało się, że na wysokości jednego z Gliwickich wiaduktów, rozpędzony TIR wjechał w stojącego na poboczu TIR-a. Uderzenie było na tyle silne, ze zostały zablokowane oba pasy, a maszyny wraz z naczepami stanęły w płomieniach, autostrada została zamknięta i policja prowadziła objazd przez Gliwice. Po stracie około godziny, znaleźliśmy się w bliskiej odległości od tychże TIR-ów. Już nie płonęły, ale wyglądało to bardzo nieciekawie. Podczas prowadzenia objazdu przez policję, wpadliśmy z tatą na niegrzeczny pomysł, aby pokonać pewną wysepkę i spróbować zaatakować autostradę z innej strony. Dzięki temu, że nasz rupieć ma wysokie zawieszenie, wysepka została pokonana bez problemu, a w nasze ślady poszło zaledwie dwóch innych kierowców (innym chyba było szkoda swoich samochodów :)
Jak to się mówi: do ekstremalnej jazdy nadają się tylko samochody służbowe, albo taksówki (w tym trup mojego taty).

Z ponad godzinnym opóźnieniem dotarliśmy na miejsce, mój główny lekarz czekał na mnie specjalnie po dyżurze, na szczęście zadzwoniłem wcześniej z informacją, że się spóźnię, dlatego nie był zły, a mógł być, bo po dyżurze zaczął mu się urlop :)

Wizyta zaczęła się od oględzin zewnętrznych, dezynfekcji jamy ustnej i usunięcia drutów łączących szczęki. Następnie usuwanie szwów, bolało trochę, ale ulga ogromna. Później Pani Doktor założyła mi specjalne gumki na miejsce drutów.
- tak to wygląda:
gumek jest pięć, co 24h wymiana na nowe (dostałem paczkę zapasowych)

Potem Pani Doktor dała zalecenia:
- w ciągu dnia, w sumie przez dwie godziny mogę nie mieć gumek, ten czas mam poświęcić na: jedzenie małą łyżeczką pokarmów, które mogę rozdrobnić językiem o podniebienie, a także w tym czasie mogę myć już na całego zęby (wcześniej mogłem z wielkim trudem sięgnąć zaledwnie do trójek, głownie ze względu na trzymające szwy)
- mam zakaz gryzienia
- przez cały wolny czas mam wykonywać ćwiczenia:
1) usta w dziubek, wytrzymaj 10 sekund:

2) szeroki uśmiech, wytrzymaj 10 sekund

i tak w kółko...

a bez głupich min, to dzisiaj wyglądam tak:

nie wiem czemu mi te oczy ciągle tak nierówno wychodzą, ale możliwe, że to kwestia światła, albo nierówno schodzącej opuchlizny (z jednej strony jest większy ubytek kostny, toteż opuchlizna jest większa, chociaż zdjęcia, nie są tego w stanie idealnie pokazać)

wtorek, 28 lipca 2009

Dwa tygodnie po operacji

Dzisiaj postanowiłem podsumować ostatnie dwa tygodnie od operacji. Z każdym dniem czuję się coraz mocniej, mam coraz większy apetyt i co najważniejsze czuję się coraz lepiej.
Na dzień dzisiejszy wyglądam tak:
- z przodu:
- z uśmiechem:
- z profilu:

Dodatkowo zestawienie profili, tego z przed operacji i tego dzisiejszego:

a także front (z czasem zrobię jakiś lepszy):


poniedziałek, 27 lipca 2009

Początek rehabilitacji

Dzisiaj rozpocząłem dwutygodniową rehabilitację fizykalną, która jest tylko i wyłącznie na moje życzenie, a ponieważ jestem studentem fizjoterapii to wierzę w to co robię.
Zabiegi które mam przeprowadzane:
- lampa bioptron - światło spolaryzowane (nasze kochane państwo już tego nie refunduje)
- pole magnetyczne
- laser
Zabiegi te mają służyć poprawieniu zrostu kości i wspomaganiu procesu gojenia.

Dzisiejsze zdjęcie w okularach:
i bez okularów:

Wspomnienie szpitala

Zapodziałem przypadkowo zdjęcie ze szpitala i równie przypadkowo je odnalazłem, całkiem przyjemny pokoik, prawda? :)
zdjęcie zrobione 16.07.2009

niedziela, 26 lipca 2009

Niedzielna wycieczka do zoo

Ok 13:00 wyjechaliśmy z osiedla, prawie 4h chodziliśmy po zoo, jestem maksymalnie wykończony, kondycja = 0

Zdjęcia z zoo zamieszczę jak tylko dostanę je od Piotrka.

Dzisiejsza fota:
mogę powiedzieć tyle na dzisiaj: wyleczyłem się z zoo na długi czas, będę spał jak zabity :)

Niedziela - ciekawostki

Dzień dobry bardzo!
Dzisiaj waga nieco lepsza bo 65kg, ale temperatura trochę niska 35,7.
Czuję się bardzo dobrze, dopisuje mi humor. Zrobiłem dużo przyjemnych okładów.

A teraz ciekawostki:
szukając w internecie informacji o swojej chorobie, na jednym z blogów pewnej dziewczyny znalazłem takie ciekawe informacje:
-miesiąc od zabiegu zaczyna się normalne funkcjonowanie
-zwykła opuchlizna, ta, powiedzmy całkiem zewnętrzna schodzi do miesiąca, a ta, że tak powiem "głębsza" schodzi nawet do roku, czyli o ostatecznym efekcie będziemy mogli mówić dopiero za rok
-po miesiącu zaczyna się jeść miękkie rzeczy, po około 2, 3 miesiącach zaczyna się normalne jedzenie
-co do alko to nigdzie nie mogę znaleźć informacji

Co do tych ciekawostek, będę na bieżąco informował czy się sprawdzają.

Wiem, że powrót do "normalnego" jedzenia będzie trudny, mój żołądek przyzwyczaił się do trawienia płynów, źle reaguję na gazowane, a jakbym wlał do niego gorzałę to chyba by strawiła mnie od środka :)

W ramach dalszych ciekawostek przedstawiam Wam moje codzienne menu i przybliżone wartości w kcal:
śniadanie:
- kakao 500ml - 450kcal
- multiwitamina - 250 ml
- wapno 250ml
obiad:
- Monte w mix-ie z mlekiem ok. 400ml - 550kcal
- Activia do picia w mix-ie z mlekiem ok. 400ml - 280kcal
- Jakaś zupa (rosołek, jarzynowa) lekko rozrobiona z wodą 250ml-500ml - 120-240kcal
kolacja:
- budyń czekoladowy Zott w mixie z mlekiem 500ml - 400kcal
- kakao 500ml - 450kcal

dziennie około: 2250-2370kcal w płynnym pokarmie, (w jednej z tabelek znalazłem taką wartość Mężczyźni 21-64 lat praca lekka 2400-2600 myślę, że się mieszczę w tym przedziale, w odniesieniu do tego co robię i jem w ciągu dnia)

sobota, 25 lipca 2009

Sobota - dzień wielkiej nudy

Dzisiaj na dzień dobry postanowiłem się zważyć, bo czuje, że z dnia na dzień jestem jakiś mniejszy, no i okazało się - 64,5kg tak mało jeszcze nie miałem, temperatura 36,5 czyli pierwszy raz już mam zbliżoną wartość do prawidłowej. Czuję się od rana dobrze, lekko głowa mnie rano bolała, ale jest już ok.
Postanowiłem się ogolić, bardzo dziwnie to wygląda kiedy nie ma się czucia w brodzie, ale nie zaciąłem się całe szczęście.

Dzisiejsze zdjęcie:
z uśmiechem:
i pierwszy profil od dawna:
Wieczorne czyszczenie nosa, pierwszy raz czyściutko :)
Pięknie to się wszystko odnawia.

piątek, 24 lipca 2009

Piątek - dzisiaj jest prawdziwe dzisiaj :)

Jako, że pisałem tego bloga z opóźnieniem, to dopiero dzisiaj dogoniłem dzisiaj :) ciesze się, że udało to się dzisiaj, a nie jutro :)

Dzisiaj mam w planie zareklamować to Wam.
Ale najpierw pojechałem załatwić rehabilitacje do zaprzyjaźnionego gabinetu, w którym odbywałem praktyki rok temu. Umówiono mnie na wizytę u lekarza na poniedziałek, myślę, że od poniedziałku ruszę z tym...

Dzisiaj czuję się coraz lepiej, jestem zadowolony, ale waga postanowiła utrzymać się na poziomie 65kg, ale biorąc pod uwagę jak się czułem w zeszłym tygodniu, to mogę powiedzieć, że mała waga mi nie doskwiera. Jak tylko zacznę normalnie jeść to w moment wrócę do normalności ;]

Dzisiejsze zdjęcie:
staram się zawsze robić zdjęcie w koszulce na ramiączkach, ponieważ szyja się także trochę zmienia, od wczoraj mnie nie boli, na zdjęciach nie widać, ale była żółta.

Przypomniało mi się jeszcze, że dodatkowym plusem operacji było wyprostowanie przegród nosowych i poszerzenie ich, taką wesołą nowinę oznajmił mi lekarz jakiś czas temu.

Jest to jeszcze daleko od tego jak mam rzeczywiście wyglądać, ale cieszę się, że goję się, że z dnia na dzień jest coraz lepiej, a ja czuję się dobrze.

W środę mam mieć zdjęte szwy, a to ma dużo zmienić, bo jest ich sporo, jedna ciągnie się po całej długości pod górną wargą, jest dosyć nieprzyjemna, a druga i trzecia biegnie z tyłu żuchwy, oczywiście wszystko w środku, nic na zewnątrz.

Ufff ale ulga dokonałem tego zgodnie z planem.
Kolejne nowinki, myślę, że będą już o czasie, pozdrawiam i życzę miłego przeglądania, a hardkorom, życzę miłego czytania.

Czwartek - dzisiaj zrodził się pomysł napisania bloga

Dzień jak co dzień, coraz lepiej i lepiej :)
Mam już za dużo czasu, więc postanowiłem podzielić się ze światem swoją historią.

Dodatkowo odwiedziłem lekarza w celu skierowania na rehabilitacje, a dokładnie na zabiegi fizykalne, jak się uda to załatwię ten masaż limfatyczny twarzy.

Dzisiejsze zdjęcie:
jak widać opryszczka zaczyna się zmniejszać, jak i opuchlizna

a z uśmiechem, wygląda to tak:
joker smile :)

Środa - dzień wizyty kontrolnej

Dzisiaj pobudka wcześniej, wstajemy po 6 i zbieramy się na kontrolę do Wrocławia. Dojeżdżamy około 9, dużo ludzi na korytarzu, lekarzy póki co nie ma. Ale nie martwię się, bo wiem, że gdy tylko przyjdzie lekarz, to osoba po czy przed zabiegiem jest przyjmowana w pierwszej kolejności, czyli ja ;]
Minęła godzina pojawił się lekarz, widać, że dzisiaj mają dużo pracy. Za tą godzinę co czekałem to przynajmniej spotkałem lekarza z oiomu i pogadaliśmy o rehabilitacji, polecił mi masaż limfatyczny twarzy i zaczynam o tym myśleć poważnie.

Na kontroli:
podciągnięto mi druty, opłukano jamę ustną jakimś fioletowym roztworem, lekarz kazał odstawić antybiotyk - jupi :), zalecenia pozostały takie jak z wypisu ze szpitala (napisze o nich bo wcześniej ich nie podałem):
- leki poza antybiotykiem nadal Xylogel (płyn do nosa), Sterimar (płyn do nawilżania śluzówek), Eludril (płyn do płukania ust) i Alantan (maść na usta), Zovirax (maść na opryszczkę która mi się zrobiła)
- Dieta płynna, bogatobiałkowa - piję dużo kakao i jogurtów, bardzo dużo
- unikanie wzmożonego wysiłku fizycznego przez okres 2 miesięcy - nawet jakbym chciał to narazie nie mam siły na takie coś
- kolejna kontrola za tydzień - planowane zdjęcie szwów, usunięcie drutów łączących szczęki, a także założenie specjalnych gumek na ich miejsce.

Powrót do domu w upale ale jakoś poszło.

Zdjęcie z dnia dzisiejszego:

Wtorek - zwyczajny dzień

Dzień jak co dzień, nadal nie bardzo chcę się ogolić, dlatego robię to maszynką do włosów. W sumie boję się ogolić zwykłą maszynką, bo nadal nie mam czucia w części brody.
A dzisiaj wyglądam tak:
nie piszę dzisiaj za wiele, ponieważ dzień nie przyniósł niczego specjalnego, jedynie dzisiaj rano skończył mi się antybiotyk. Czuję się coraz lepiej i chodzę na spacery.

Poniedziałek 20.07.2009 Nowy tydzien, nowa energia

Wstałem jak zwykle ostatnimi czasy, czuje, że z dnia na dzień czuję się coraz mocniej. Płuczę sobie codziennie ząbki, staram się je nawet myć, delikatną szczoteczką, lekarz kazał uważać na dziąsła toteż tak robię.
Dzisiaj załatwiłem zdjęcia RTG
- panoramiczne:
jak widać mamy tu 28 śrub i blaszki (wszystko tytan), sporo kości musi się jeszcze zalać, ząbki dociągnąć i będzie dobrze. Reszta żelastwa to aparat.
- cefalometryczne
jedyne co skomentuje, to to na wysokości uszu i czoła to plastykowa stabilizacja do zdjęcia a nie implanty.

Wieczorem zrobiłem sobie zdjęcie i wygląda to tak:
usta cały czas smarowane maścią

Dzisiaj również zaliczyłem spacer, postanowiłem każdego dnia chodzić na spacerek i tego się będę trzymał.

Niedziela - podsumowanie tygodnia

Wstałem jak zwykle koło 7, wysikałem się, bez bólu jakie to piękne :) wypiłem rano kakao i poszedłem spać aż do 10. Wypiłem jakiś jogurt, temperatura była ok. Waga mi wreszcie ruszyła z tej niskiej wartości. Dzisiaj poczułem się mocniej. Można powiedzieć, że poza mrowieniem w buzi (chociaż to dobry znak, bo znaczy, że się goi), opuchlizną jest już ok.
A właśnie! Wcześniej miałem takie jakby strzelanie, w żuchwie co jakiś czas z prawej strony, teraz mogę powiedzieć, że już tego nie ma.
Poczułem się na tyle mocno, że poszedłem z kolegą na spacer, bardzo powolny, mam wydolność dziada i mało siły, dołączyli do nas jeszcze inni, wybraliśmy się na lekki spacerek, po czym siedliśmy pod parasolkami na dworze, spędziłem poza domem jakieś 2-3h. Było bardzo fajnie, ale na koniec było mi już zimno i byłem zmęczony. Wróciłem do domu, ogrzałem się, zjadłem co nieco, później przyszedł czas na antybiotyk, a fee dalej jestem w stanie przyjąć 3/4 i poszedłem spać.

W związku z tym, że kończy się tydzień pragnę podziękować wszystkim, którzy realnie i wirtualnie mnie wspierają, jeśli kogoś pominę, przepraszam.

WIELKIE DZIĘKI DLA:
RODZICÓW, Marci C., Ani D., suzi, Doroty, Marioli, Kamili A., Kamili O., Pati, Kinii, eby, ruskiej, Bachy, kuzyna Adriana, Piotrusia, hipisa, tRasha, blerVy, szopena, murzyna, Gajdera, bzdury, alvina, Kuby i wielu wielu innym i ludziom z rodziny ;]

Sobota - drugi dzień w domu

Dzisiaj rano na samą myśl o antybiotyku w rozpuszczonej wersji myślałem, że puszcze pawia. Czuję się trochę lepiej niestety upał mnie wykańcza. Wygląd ust się poprawia, skóra brązowa z kącików praktycznie cała zeszła, nadal czuje ból przy sikaniu, ale jest już coraz mniejszy. Odwiedził mnie kuzyn, niestety koło godziny 17 zaczęła mnie dopadać mocna gorączka, resztką sił zapodałem czopek. Po godzinie byłem jak nowy. Wyczyściłem nos, nadal dużo zakrzepów i syfu, ale oddycham już coraz lepiej nosem. Wieczorem wysikałem się pierwszy raz bez bólu, co więcej, pierwszy raz od operacji oddałem stolec - był absolutnie w normie :)
Dzisiaj dodatkowo zauważyłem, że w poniedziałek ważyłem 72kg a dzisiaj już 65kg. Czuje spadek mocy...
Przyszedł wieczór, ale podejście do antybiotyku nadal jest niemożliwe. Mama zadzwoniła do szpitala opisując problem, polecili taki sam antybiotyk, w wersji zawiesiny dla dzieci. Około północy mój ojciec przywiózł mi lek. Był okropny, ale już łatwiej było mi go przyjąć. Mniej więcej dawałem rade wypić 3/4 zalecanej dawki. Smak leku przypominał mocno skondensowaną gumę. Na myśl o tym, że będę musiał to przyjąć rano nie byłem zadowolony.

Piątek - upragnione wyjście

Rano wpadł jeden lekarz, powiedział, że mój wypis już gotowy była może 8 rano. Ucieszyłem się i od razu zadzwoniłem do rodziców z popędzającym ich przyjazd wezwaniem. Chwilkę później wezwał mnie drugi lekarz na ostatnie czyszczenie i jakieś ostatnie sprawy. Wizyta w Szpitalu w następną środę.
O 11 przyjechali rodzice, był ogromny upał grubo ponad 30 stopni, czułem, że się zaraz roztopie, byłem bardzo niecierpliwy, chciałem już do swojego przytulnego domu i pokoju.
Podróż była dosyć męcząca na autostradzie 49 stopni!!!, ale miałem lodówkę pełną zimnych okładów i jakoś zniosłem trud jazdy.
Niestety nie wpadłem na to, żeby robić sobie zdjęcia, ale to dlatego, że jedni mnie odwiedzali, inni pisali, tu miałem gorączkę, tu nadal ból przy sikaniu, jedna wielka wariacja.
Zaobserwowałem, że opuchlizna się zmniejsza (ale nie jest to ogromna zmiana) wraz upływem czasu i ilością przyłożonych okładów, a także usta robią się coraz lepsze, powoli schodzi martwa i zniszczona skóra. Zaczyna to wyglądać coraz lepiej, a ja czuję się tak średnio na jeża, upał mnie dobija.
Przychodzi wieczór i trzeba przyjąć antybiotyk, okazuje się, że jest w tabletkach, szukam miejsca, nie ma opcji jak przecisnąć, wraz z mamą wpadamy na pomysł rozpuszczenia go - wielki błąd, ani nie można tego robić, a próba wypicia kończyła się odruchami wymiotnymi co dla mnie jest szczególnie niebezpieczne przy złączonych szczękach. Oczywiście nie pozostawiono mnie na pastwę losu w takich przypadkach. W każdej chwili mogę obciąć druty przy pomocy zwykłego sekatorka, który przykazał mi zakupić doktor.
Pierwszy dzień w domu mija bez antybiotyku z wielkim niesmakiem w buzi.

Czwartek - drugi dzień po zabiegu

Wstałem dosyć wcześnie bo koło 6, zmierzyłem temperaturę 36,1
pokręciłem się po pokoju i potem znowu poszedłem spać i spałem chyba do 9-10
Chyba koło 10 lekarz wezwał mnie na rutynowe czyszczenie, dzień w sumie mijał spod znaku okładów i poprawiania się samopoczucia i przyjmowania jakiś leków dożylnie. Czułem, że szybko wracam do zdrowia, podzieliłem się tym z lekarzem i powiedział, że jak będzie dalej tak dobrze to jutro wyjdę. Wieczorem odwiedzili mnie znajomi - dzięki wielkie dla - pati, kinii, blerVy i formata.
Wrowadzili dużo humoru, aż za dużo, uśmiech na twarzy bywał bolesny, format postanowił mi zrobić zdjęcie i w tym dniu wyglądałem tak:
Po ich odwiedzinach byłem zmęczony ale zadowolony, zaliczyłem przed snem jeszcze jakieś rutynowe czyszczenie i kroplówki, i poszedłem spać.

Środa - ciąg dalszy

Około godziny 17 zaczęła mnie dopadać coraz większa gorączka, miałem już ponad 38 stopni, pielęgniarka podała mi zastrzyk, który bardzo szybko zadziałał, moja mama dodatkowo łagodziła me męki okładami, a usta miałem posmarowane Alantanem, one też stoczyły ciężki bój:
A bez okładu wyglądało to tak, prawdziwy nigga :)
Nadal czułem się źle, toteż leżałem jak kłoda i nie chciałem się nigdzie ruszać, bolała mnie głowa i nie miałem na nic ochoty. Upał też był okropny, wręcz nie do zniesienia.

Starałem się robić cały czas okłady, to jest nie ukrywam podstawa.
Przed 20 wezwał mnie lekarz, przeczyścił płynem jamę ustną i patyczkami z płynem nos -trochę nieprzyjemne, ale za to bardzo skuteczne.

Około 21 pojechali moi rodzice, można powiedzieć, że w idealnym momencie, bo zaczynałem się już czuć coraz lepiej i już mogłem sobie powoli sam radzić z tym wszystkim.
Poprawił mi się humor, powoli zacząłem się ruszać, warto jak najszybciej wstawać z łóżka po takich zabiegach ale też ogólnie, bo to znakomicie przywraca do zdrowia. Po kilku krokach pod bacznym okiem pielęgniarki poczułem się dużo lepiej.

Około 23 poszedłem spać, nie była to jakaś super spokojna noc, ze względu na to jaki był upał w ciągu dnia i to, że się kilka razy budziłem, ale wypocząłem dosyć porządnie.

Środa - od powrotu na oddział

Poczułem dużą ulge znajdując się w tym miejscu. Pielęgniarka kazała mi usiąść na 15 minut, bo za 15 minut mieli przyjść lekarze do gabinetu zabiegowego i trzeba było tam dotrzeć, przynajmniej na wózku. Zanim usiadłem zrobiłem sobie zdjęcie, miałem dobrze schłodzoną twarz i pewnie dlatego opuchlizna nie zdążyła się jeszcze dobrze rozwinąć:
Chwilę później usiadłem, wziąłem telefon komórkowy, żeby zobaczyć co się działo, jak mnie nie było. Po chwili zaczęło mi się robić bardzo niedobrze. Nacisnąłem przywoływanie pielęgniarki i się położyłem. Zjawiła się pielęgniarka, powiedziałem jej, że usiadłem i zrobiło mi się bardzo niedobrze, za chwile przyszła z tlenem, nogi do góry i po kilku minutach, już wszystko wracało do normy. Postanowiłem po raz kolejny usiąść, ale z maską tlenową na twarzy. Było całkiem nieźle, niestety upał był nieznośny, tym bardziej, że to ostatnie piętro. Odstawiłem maskę, a za jakiś czas zjawiła się pielęgniarka z wózkiem i z jej pomocą usiadłem na nim. Pojechaliśmy do pokoju zabiegowego, było strasznie ciepło, pielęgniarka dała mi zimny okład na czoło. Przyniósł mi ogromną ulgę w czasie gdy lekarze wykonywali swoją pracę. Nie ukrywam byłem już zły i miałem wszystkiego dość, chciałem się już znaleźć w pokoju i wreszcie wypocząć w SPOKOJU.
W gabinecie usunięto mi dreny, usunięto wszystkie zbędne rzeczy i umyto specjalnym płynem jamę ustną, ponownie związano mi górną szczękę z dolną w należytym ustawieniu. Trochę ulgi, trochę dziwnego uczucia, ale chce już spać!

Wracając na salę zobaczyłem w korytarzu moich rodziców, niestety po tym wszystkim nie ucieszyłem się, bo kolejna przeszkoda na drodze do spania, a dla mnie spanie to rzecz święta.
Początkowo pisałem na kartce rodzicom skróconą relację, ale przyszedł lekarz i powiedział, że mogę mówić i rzeczywiście mogłem, ale z trudnościami wynikającymi z opuchlizny i związanych szczęk. Lekarz przy okazji zostawił wielką strzykawkę, którą mam się karmić :) na prawdę bycza.
Przed spaniem postanowiłem zrobić sobie zdjęcie, już trochę jestem większy:
Postanowiłem zrobić okład zanim jeszcze zasnę, bo rosnące wargi zaczęły mi doskwierać i bałem się, że będzie kolejny powód utrudniający zaśnięcie:
Okład sprawił, że po chwili smacznie zasnąłem, spałem jakiś czas, nie wiem ile, tego dnia spałem wiele razy.

Kiedy się obudziłem, z pomocą mamy zjadłem zupkę, czułem się bardzo słabo, można powiedzieć, że obecność moich rodziców była nieoceniona, potrzebowałem ich wsparcia jak nigdy wcześniej.
Potem poszedłem siku, niestety cewnikowanie ma swoje ujemne cechy, przewód moczowy strasznie piecze podczas sikania, z bólem zrobiłem co było trzeba i położyłem się dalej spać.

Środa - do powrotu na oddział

Nadal nie śpię, cała noc już za mną, wykończony, zły na cały świat, czekam, aż mnie ktoś stąd zabierze...

Rano, około 6 zalecono mi, żebym ćwiczył płuca, 10 zwykłych wydechów, 1 głęboki, no i skoro spać nie mogę to postanowiłem się skupić na tym zadaniu.
Co jakiś czas ściągano mi maskę z tlenem i obserwowano jak zmienia mi się sekuracja, aż się ustabilizowałem.
Zrobiono mi jakieś badania, przygotowano wypis i około 11 wyjechałem z oiom-u.
Dwie pielęgniarki mknęły wraz ze mną przez labirynt Wrocławskiego szpitala, aż w końcu dotarliśmy na oddział. Przesiadka na łóżko oddziałowe, zabranie neseserka z moczem ze sobą i byłem w swoim spokojnym pokoiku.
Pielęgniarka usunęła mi cewnik, trochę się przy tym obsikałem :) no ale lepiej już bez tej rury, niż z nią.

czwartek, 23 lipca 2009

Wtorek - po podaniu Głupiego Jasia

Budzi mnie ogromny chłód, aż się cały trzęsę, pielęgniarki trochę się wystraszyły, bo myślały, że mam jakiś atak, ale jakoś gestami pokazałem, że mi zwyczajnie zimno. Po chwili miałem na sobie cieplutki kocyk, w moment zrobiło mi się ciepło i chyba przysnąłem.
Za jakiś czas budzę się na innej sali, pewnie oiom, jest mi już ciepło, pierwsze zacząłem się rozglądać, gdzie jestem... kilka łóżek, dużo sprzęty, jacyś ludzie.
Pierwsza myśl: "Kurcze ale mi się chce sikać", ale coś było nie tak, sprawdziłem i okazało się, że mam założony cewnik, próbowałem jakoś wymusić siku, ale nie dałem rady, postanowiłem sobie dać z tym spokój.
Zacząłem oglądać siebie, zobaczyłem jeden wenflon w prawej ręce na zgięciu łokcia, od niego przedłużacz, z różnymi rurkami i kolorowymi zaworkami, ciągnęło się to aż do ręki. W drugiej ręce miałem wenflon na grzbietowej stronie dłoni i na wysokości nadgarstka z drugiej strony, był dosyć bolesny, jak się dowiedziałem, sięgał do tętnicy, pewnie do podania krwi w razie czego.
Dotknąłem twarzy, miałem jakieś okłady, szczęka była rozwiązana ze względów bezpieczeństwa, dodatkowo miałem wrażenie, że mam część języka na wierzchu. W obu dziurkach nosa miałem rurki.
Z lewej strony łóżka miałem monitor funkcji życiowych, po prawej jakieś kroplówki, po chwili ktoś mi dodatkowo założył maskę z tlenem, od razu lepiej się oddychało. Leżałem na materacu który ciągle "pracował" materac przeciwodleżynowy. Cieszę się z tego, ponieważ, czytałem, że odleżyny bardzo szybko można załapać. Najgorsze niestety po jakimś czasie doszło do mnie, wszystko mnie swędziało, możliwe, że od sterydów (podawane są dwie dawki). Drapałem się bez przerwy. Pielęgniarz, który się mną opiekował zaproponował, że mnie umyje, chętnie się zgodziłem, mając nadzieje, że te tragiczne swędzenie wreszcie zniknie. Niestety znikło może na 5-10 minut, potem zaczęło się wszystko na nowo. Po "kąpieli" pielęgniarz obłożył mi prącie kompresami ze środkiem bakteriobójczym, co przyniosło mi dużo ulgi, w dyskomforcie jaki odczuwałem. Za każdym razem, gdy tylko czułem, że okład jest już ciepły, pielęgniarz w moment przychodził na moje wezwanie z nowymi okładami, muszę przyznać, że opiekę miałem super. Dodatkowo co jakiś czas odsysał mi specjalnym urządzeniem krew z jamy ustnej, to też przynosiło wielką ulgę. Potrzebowałem jej bardzo. Człowiek na tym oiomie, bardzo potrzebuje opieki. Dodatkowo serce zasuwało mi jak motorówka, aż się bałem, że zaraz wyskoczy. Biło tak szybko i mocno, że całe ciało mi się ruszało.
W pewnym momencie przyszedł bardzo mój lekarz, może też moja lekarka, ale nie jestem pewny, powiedzieli, że wszystko ok, pooglądali mnie, i poszli.
Później przyszedł inny lekarz z pielęgniarką, opowiadał mi różne śmieszne rzeczy, było mi na prawdę bardzo miło, ale za chwile oznajmili mi, że należy wyciągnąć rurki. Zaczęli od lewej przegrody, lekarz nazwał to "mniejsze zło" - pielęgniarka wprowadziła mi rurkę w rurkę, zaczęła coś odsysać, a ja w tym czasie leżałem na łóżku i drgałem jakby miał jakiś napad. Było to okropne uczucie, nie mogłem oddychać i czułem się strasznie, po chwili dosyć wąską, ale za to bardzo długą rurkę. Sięgała ona aż do żołądka, jej zadaniem było odsysanie zakrzepów i innych złych rzeczy jakie mogły się do żołądka dostać. Druga rurka została nazwana "większym złem" i tak było, podobna sytuacja jak z poprzednią rurką, tylko wyciąganie dużo bardziej bolesne. Była to dosyć gruba rurka ale krótsza. Ona natomiast odpowiadała za moje oddychanie.
Nie mogłem zasnąć, a byłem bardzo zmęczony, było już dosyć późno.
Dowiedziałem się, że operacja trwała około 5,5 godziny, wjechałem na salę operacyjną koło 8, wyjechałem z sali dopiero około 17, więc dużo czasu pochłonęły przygotowania.

Nadal nie mogłem zasnąć, ciągle mnie całe ciało swędziało, okropnie, na samą myśl mnie swędzi. Podano mi środek nasenny. Nic to nie dało, nawet nie poczułem różnicy. Myślę, że było po północy, ja nadal się męczyłem, pielęgniarki ucięły sobie głośnią rozmowę na temat kosmetyków i innych babskich rzeczy. Nie dawało mi to zasnąć, byłem zły, zmęczony, obolały i miałem wszystkiego dosyć. Mówiłem do siebie "Zaraz uduszę te cholerne baby", a nie byłem nawet w stanie się ruszyć. Po jakimś czasie otrzymałem drugą dawkę środka nasennego. Czułem, że jest już lepiej, ale gdy tylko zaczynałem zasypiać, budziło mnie swędzenie, materac, który ciągle pracował, gadające pielęgniarki i chrapanie zintensyfikowane rurkami w nosie. Byłem załamany i zły na cały świat. Gdybym nie był taki słaby pewnie bym wstał i poszedł sobie. Tak pozostało mi tylko wyczekiwać aż mnie ktoś stąd zabierze...

Wtorek - do podania Głupiego Jasia

Wstałem o 6:00 tak jak mi kazali dzień wcześniej, wziąłem porządny prysznic, położyłem się czekając na wyjazd z pokoju, oczywiście na czczo!

Około 7:00 przebrałem się w specjalne ciuszki operacyjne i kazano mi się posmarować porządnie wokół twarzy Hydrokortyzonem
7:30 przyszedł po mnie Pan Pielęgniarkarz :) jedziemy na sale operacyjną
8:00 mniej więcej jestem na sali, trochę wygląda kosmicznie, leże na stole i czekam, w między czasie obserwuję przygotowania, były tam chyba ze trzy pielęgniarki i jakiś młody chłopak, chyba praktykant, brakowało chirurgów, ale po przytomnemu już ich nie zobaczyłem.
Leżąc obserwowałem całą maszynerie, podeszła do mnie pewna Pani, przedstawiła się i powiedziała, że jest chyba Główną Pielęgniarką czy coś w tym stylu i będzie się mną zajmować, porozmawialiśmy troszkę, a pani podłączała mi jakieś ciekawe rzeczy.

W pewnym momencie wszedł anestezjolog i powiedział:
- "Kto go tak pomazał maścią" ;] (fakt trochę przesadziłem z nią, ale za pierwszym razem jak pytałem to powiedzieli za mało :D )
Potem powiedział:
- "dobra zaczynamy, pięćdziesiąt tego, sto tego...", jakieś liczby i łacińskie nazwy, po chwili zauważyłem, że chyba idzie Głupi Jaś, wcześniej myślałem, że Głupi Jaś mnie tak łatwo nie pokona, ale już po lekkim przyciśnięciu wielkiej strzykawki przez pielęgniarkę, zdążyłem tylko krzyknąć: "O KURDE ALE MAM BANIE" i padłem... zero chłopa... :)

Poniedziałek 13.07.2009 - to już jutro!

Wizyta w ambulatorium, tutaj zostawiam skierowanie i dostaje inne skierowanie na RTG klatki piersiowej i USG, które zrobię po drodze. Dodatkowo dostaje kartkę z mini przewodnikiem co robić po kolei. Pierwszy przystanek rejestracja, potem magazyn rzeczy, potem badanie RTG, USG i wchodzę na oddział, dostaje fajny dwuosobowy pokoik, z wygodnym elektronicznym łóżkiem. Wszystko nowe i przyjemne, obsługa również bardzo miła. Dostałem informacje, że pierwszego dnia nie dostane żadnego posiłku (pewnie jakieś oszczędności nfz-tu) ale Pani od zaopatrzenia brzuszków powiedziała, że na pewno jeść dostane :) i dostałem.
Co jakiś czas rozmawiam z doktorem, on robi ostatnie oględziny, jakiś wywiad, do tego anestezjolog sprawdza, czy wszystko ok.

Co ciekawe kiedyś słyszałem na wizycie, że osoba, której akurat wyskoczyła opryszczka, leżała już na stole gotowa do krojenia i anestezjolog zablokował zabieg, mnie to na szczęście nie dotyczyło :)

A wieczorem przychodzi pielęgniarka z jakąś delikatną tabletką na sen, pomogła, bo stresowałem się i bałem się, że nie zasnę.

Akademicki Szpital Kliniczny we Wrocławiu - Oficjalna strona Szpitala

Niedziela 12.07.2009 Dzień przed wyjazdem do Szpitala

Dzisiaj zaczyna się powoli nerwówka, jutro muszę jechać do Szpitala i stawić się na oddziale o 8 rano, czyli przed 6 muszę wyjechać z Katowic...

(Postaram się te zdjęcia kiedyś zastąpić lepszymi od lekarki z gabinetu jak się do nich dostanę)

Postanowiłem zrobić sobie kilka zdjęć upamiętniających mój ostatni wygląd twarzy:


tak wyglądają ząbki z bliższa:


i profil:

Przygotowania do operacji na całego

Początek czerwca to ostatnie wizyty, 23.06.2009 oddałem pierwszą porcję krwi (450ml) do autotransfuzji, która jest niezbędna do zabiegu, jako zabezpieczenie. Krew oddałem we Wrocławskim Banku Krwi i stamtąd szpital dzień przed operacją sprowadza krew. Krew jest przebadana.
Druga porcja krwi 2.07.2009.

23.06.2009 przy okazji oddania krwi mam dwie wizyty, jedną w szpitalu, dowiaduję się, że zabieg przesunięty zostaje o tydzień ze względu na konferencje naukowe, dodatkowo wesoła nowina-za zabieg nic się nie płaci, rok wcześniej koszt wynosił ok. 2500zł za śruby i blaszki tytanowe, teraz i one doczekały się dofinansowania. Sama operacja w moim przypadku jest wyceniana na około 20tys. zł. To na szczęście od dłuższego już czasu jest bezpłatne (czasem NFZ nie jest taki zły)
Druga wizyta tego samego dnia to pani stomatolog i artykulacja: cena 250zł.
Wszystko idzie płynnie więc nie ma czasu na stres ;]

9.07.2009 stawiam się w gabinecie, na założenie specjalnych łuków operacyjnych (koszt 200zł), trochę to trwało bo prawie półtorej godziny, łuki są dosyć grube, dlatego zęby są trochę "zmęczone" tak po niecałych trzech dniach jem całkowicie normalnie.
A, że operacja już tuż, tuż to nie ma co sobie odmawiać, bo wiem, że prędko niczego nie pogryzę.

Jak to się u mnie zaczęło?

Od dziecka widać u mnie było problemy ze zgryzem, toteż moi rodzice dosyć prędko zaprowadzili mnie do ortodonty w Katowicach (miałem wtedy około 8-9lat). Ortodontka nakazała noszenie płytki, którą miałem nosić w każdej możliwej chwili i co tydzień rozkręcać zgodnie z zaleceniami. Niestety muszę przyznać dużo oszukiwałem, nie lubiłem tej płytki, zwyczajnie mnie wkurzała. Możliwe, że gdybym jej nie nosił wyglądałbym jeszcze gorzej, ale nie zmieniło to faktu, że zęby były dosyć krzywe, a broda zaczęła mi się wysuwać do przodu...
Wtedy ortodontka wymyśliła kolejne ustrojstwo w postaci obroży (opaski) która za zadanie miała przeciwdziałać porostowi kośćca w niepożądanym kierunku. Niestety bardzo źle to znosiłem, swędziało mnie, bolało, ale przede wszystkim denerwowało. Wtedy zdecydowano, że opaskę lepiej sobie odpuścić.
Rosłem sobie wraz z kolejnymi płytkami, zęby były takie sobie proste, a żuchwa się wysunęła, zgryz praktycznie mi się nie schodził, jedynie trzonowce po lewej stronie, do tego żuchwa jakby wypadła z osi twarzy w prawą stronę tak około 7mm(ale tego tak z zewnątrz nie było widać). W sumie nie robiliśmy z tymi nic, bo przywykliśmy do płytek. Dodatkowo to mi w żaden sposób nie dolegało, jedynie gryzłem wolniej pokarmy, nawet dwa razy wolniej niż inni, ale to nie był problem, a co do wyglądu to zawsze śmieliśmy się ze znajomymi, że wyglądam jak Marlon Brando :)

Przełom nastąpił pod koniec 3 czy 4 klasy liceum, zaczęło mi doskwierać długie przeżuwanie pokarmu, okazyjne problemy z żołądkiem, no i wysunięta szczęka nie podobała mi się w moim wyglądzie. Postanowiłem poszukać trochę w temacie, w internecie znalazłem informacje na temat Progenii, Chirurgii Twarzowo-Szczękowej we Wrocławiu o wykonywanej w niej zabiegach, postanowiłem pogadać o tym z rodzicami (bo rodzice to finansowanie, wcale nie taniej akcji). Moja mama podeszła do tego bardzo sceptycznie, tata, bardzo chętnie podchwycił temat.

Podczas następnej wizyty u ortodonty pogadaliśmy na ten temat, ortodontka powiedziała, że nam pomoże. Pojechaliśmy do Zabrza na Akademie Medyczną do koleżanki mojej ortodontki, ona pooglądała mnie, zleciła zrobić zdjęcia (panoramiczne, cefalometryczne, całej głowy), zostawiłem jej wszystko. Na następnej wizycie miałem wykonanych pełno pomiarów, wyliczeń i innych kartek z cyferkami i porysowane zdjęcia, z taką "wyprawką" powiedziała mi do kogo mam się udać we Wrocławiu, mogę powiedzieć przygotowała mnie idealnie.

Po tym wszystkim w czerwcu 2005r. pojechałem na umówioną wizytę do koleżanki, mojej ortodontki koleżanki (jaka mafia :) ) bardzo miło mnie przyjęła, wraz z kolegą chirurgiem (pierwsza wizyta była w Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu) wstępnie mnie pooglądali, wszystkie papiery jakie miałem ze sobą, byłem tam chyba ze dwa razy, albo trzy (każda wizyta niestety 80zł) a każda następna wizyta odbywała się już w prywatnym gabinecie Pani Doktor. Podczas wizyt w Szpitalu dostałem takie zalecenia jak:
- badanie grupy krwi w dwóch niezależnych miejscach
- WZW
- badanie laryngologiczne pod kontem wprowadzenia rurki do nosa
- wyrwanie wszystkich 8-ek

W lipcu 2005 roku założono mi aparat stały na górę cena w moim przypadku 1650zł. Dużo, ale jakość naprawdę solidna robota, uszkodziłem go raz w rok później chyba jedząc popcorn, bardzo twardy popcorn. Wiadomo aparaty stałe mają swoje zalecenia, ale tego Wam daruje.
Przez pierwszy tydzień noszenia aparatu czułem, że mam zęby jak z gumy, nie mogłem gryźć bo mnie zęby bolały, ale jakoś to przeszedłem i po tygodniu było super. Po dwóch tygodniach moglem powiedzieć, że wszystkie zęby są równo w jednej linii.

Około października 2005 roku usunąłem pierwszą ósemkę na dole, była to straszna masakra na znieczuleniu miejscowym (u mnie było o tyle trudniej, że ósemki były zatrzymane w kościach szczęki i żuchwy i nie chciały wyjść, dlatego trzeba było je usuwać ekstrakcją-dłutowanie, piłowanie) Przez tydzień byłem na antybiotykach prawie ciągle spałem, po tygodniu zdjęli szwy, miałem jeszcze jakiś czas taką śmieszną dziurę, do której wpadało jedzenie, z czasem znikła.
W Listopadzie zrobiono mi następną ósemkę na dole, tym razem kobieta rzeźnik zrobiła to błyskawicznie szybko, a ja przez tydzień miałem opuchliznę na pół twarzy, wtedy stwierdziłem, że jak mam jeszcze dwa razy przejść coś takiego to ja chyba się poddam. Nie opisuje dokładnie przejść z ósemkami bo to długa i bolesna historia.
W grudniu dowiedziałem się, że w Szpitalu w Sosnowcu wykonują takie usuwanie ósemek na narkozie, pojechałem, powiedzieli jak będzie budżet na nowy rok to nie ma problemu, zadzwoniłem na początku stycznia 2006 roku powiedzieli, że są pieniądze i zapraszają mnie choćby zaraz. I byłem tam kilka dni później. Usunęli mi dwie ósemki naraz, żadnych problemów, szybko doszedłem do siebie i wbrew temu co się mówi o Szpitalu w Sosnowcu byłem bardzo zadowolony.

W lutym 2006 roku założono mi aparat na dół, przygoda podobna jak z górą, ale szybciej "byłem w formie" do 2008 roku wszystkie wizyty odbywały się mniej więcej co miesiąc, półtora, wszystko pod zabieg, w 2008 roku byłem gotowy, niestety Szpital nie. Po 30-tu latach budowy Szpitala we Wrocławiu wreszcie oddano nowy budynek, przeprowadzka spowodowała przesunięcie się daty planowanego zabiegu do odwołania. Przeprowadzka trwała dosyć sporo czasu, do tego sezon wakacyjny, to wszystko się ciągło. Kazano mi zadzwonić po wakacjach i tak od września do kwietnia 2009 roku nie było nowego sprzętu na zabiegi dwuszczękowe, aż w końcu ruszyła kolejka, planowany zabieg 7 lipca 2009 wreszcie radość, i czekanie...

Co to jest progenia?

Progenia - wrodzona wada kostna zgryzu, polegająca na doprzednim wzroście żuchwy w stosunku do szczęki.
Progenia może prowadzić do zaburzeń w prawidłowej pracy stawów skroniowo-żuchwowych, gryzienia pokarmów oraz wymowy. Nasilona wada wpływa też negatywnie na rysy twarzy, objawia się przede wszystkim wysunięciem brody oraz dolnej wargi. Nie leczona wada pogłębia się szczególnie w starszym wieku i powoduje wiele uciążliwych dolegliwości zdrowotnych.

Leczenie
Opiera się na współpracy ortodonty oraz chirurga szczękowego. Jednakże przy przeroście kości żuchwy leczenie ortodontyczne jako jedyny sposób terapii jest niestety niewystarczające, konieczny jest zabieg operacyjny. Różnorodność wad sprawia, że często potrzebne są operacje przeprowadzane zarówno na żuchwie, jak i na szczęce. W drugim przypadku, winna wadzie jest przerośnięta żuchwa oraz niedorozwinięta szczęka. Zabieg polega na skróceniu trzonu żuchwy oraz ustawieniu szczęki względem żuchwy. Szczęka często powiązana jest posterio lub anteriorotacją (odchyleniami pionowymi), które dodatkowo komplikują leczenie chirurgiczne.


Leczenie ortodontyczne trwa z reguły od 6 miesięcy do 2 lat. Polega na ustawieniu zębów w takiej pozycji, aby podczas operacji można było złożyć zgryz, zapewnić prawidłowe jego relacje, oraz wyeliminować ryzyko nieodpowiedniego ustawienia szczęk. Podczas leczenia ortodontycznego wada często wizualnie się pogłębia, gdyż zęby dolne często niejaką "kładą się" do wewnątrz ust, gdy nie mają prawidłowych relacji z górnymi. Stąd leczenie ortodontyczne je wychyla za zewnątrz, dając nieestetyczny efekt wizualny (który znika po operacji).

Po operacji konieczne jest pozostanie w szpitalu około tygodnia. Zarezerwować należy sobie około miesiąca na zejście (przynajmniej częściowe) opuchlizny oraz osiągnięcie równowagi organizmu.

Sam zabieg jest obecnie refundowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Cena zabiegu prywatnego waha się między 8000 a 12 000 zł za zabieg (na szczęce lub żuchwie), oraz 12 000 a 20 000 zł za zabieg na obu kościach. Ceny zabiegu oczywiście podlegają zmianom, a warto również doliczyć koszt śrub i blach, które wykonane są z tytanu.



tekst pochodzi z Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Progenia

Startujemy!

Dzisiaj mam zamiar solidnie zabrać się za prace, wyjaśnić Wam co nieco na ten temat, przedstawić swoją historie i pokazać, na ile potrafię, jak to wszystko przebiegało.
Myślę, że w krótkim czasie znajdzie się na tym blogu wszystko o czym chciałbym powiedzieć.

Zapraszam do czytania.