Translate

czwartek, 23 lipca 2009

Wtorek - po podaniu Głupiego Jasia

Budzi mnie ogromny chłód, aż się cały trzęsę, pielęgniarki trochę się wystraszyły, bo myślały, że mam jakiś atak, ale jakoś gestami pokazałem, że mi zwyczajnie zimno. Po chwili miałem na sobie cieplutki kocyk, w moment zrobiło mi się ciepło i chyba przysnąłem.
Za jakiś czas budzę się na innej sali, pewnie oiom, jest mi już ciepło, pierwsze zacząłem się rozglądać, gdzie jestem... kilka łóżek, dużo sprzęty, jacyś ludzie.
Pierwsza myśl: "Kurcze ale mi się chce sikać", ale coś było nie tak, sprawdziłem i okazało się, że mam założony cewnik, próbowałem jakoś wymusić siku, ale nie dałem rady, postanowiłem sobie dać z tym spokój.
Zacząłem oglądać siebie, zobaczyłem jeden wenflon w prawej ręce na zgięciu łokcia, od niego przedłużacz, z różnymi rurkami i kolorowymi zaworkami, ciągnęło się to aż do ręki. W drugiej ręce miałem wenflon na grzbietowej stronie dłoni i na wysokości nadgarstka z drugiej strony, był dosyć bolesny, jak się dowiedziałem, sięgał do tętnicy, pewnie do podania krwi w razie czego.
Dotknąłem twarzy, miałem jakieś okłady, szczęka była rozwiązana ze względów bezpieczeństwa, dodatkowo miałem wrażenie, że mam część języka na wierzchu. W obu dziurkach nosa miałem rurki.
Z lewej strony łóżka miałem monitor funkcji życiowych, po prawej jakieś kroplówki, po chwili ktoś mi dodatkowo założył maskę z tlenem, od razu lepiej się oddychało. Leżałem na materacu który ciągle "pracował" materac przeciwodleżynowy. Cieszę się z tego, ponieważ, czytałem, że odleżyny bardzo szybko można załapać. Najgorsze niestety po jakimś czasie doszło do mnie, wszystko mnie swędziało, możliwe, że od sterydów (podawane są dwie dawki). Drapałem się bez przerwy. Pielęgniarz, który się mną opiekował zaproponował, że mnie umyje, chętnie się zgodziłem, mając nadzieje, że te tragiczne swędzenie wreszcie zniknie. Niestety znikło może na 5-10 minut, potem zaczęło się wszystko na nowo. Po "kąpieli" pielęgniarz obłożył mi prącie kompresami ze środkiem bakteriobójczym, co przyniosło mi dużo ulgi, w dyskomforcie jaki odczuwałem. Za każdym razem, gdy tylko czułem, że okład jest już ciepły, pielęgniarz w moment przychodził na moje wezwanie z nowymi okładami, muszę przyznać, że opiekę miałem super. Dodatkowo co jakiś czas odsysał mi specjalnym urządzeniem krew z jamy ustnej, to też przynosiło wielką ulgę. Potrzebowałem jej bardzo. Człowiek na tym oiomie, bardzo potrzebuje opieki. Dodatkowo serce zasuwało mi jak motorówka, aż się bałem, że zaraz wyskoczy. Biło tak szybko i mocno, że całe ciało mi się ruszało.
W pewnym momencie przyszedł bardzo mój lekarz, może też moja lekarka, ale nie jestem pewny, powiedzieli, że wszystko ok, pooglądali mnie, i poszli.
Później przyszedł inny lekarz z pielęgniarką, opowiadał mi różne śmieszne rzeczy, było mi na prawdę bardzo miło, ale za chwile oznajmili mi, że należy wyciągnąć rurki. Zaczęli od lewej przegrody, lekarz nazwał to "mniejsze zło" - pielęgniarka wprowadziła mi rurkę w rurkę, zaczęła coś odsysać, a ja w tym czasie leżałem na łóżku i drgałem jakby miał jakiś napad. Było to okropne uczucie, nie mogłem oddychać i czułem się strasznie, po chwili dosyć wąską, ale za to bardzo długą rurkę. Sięgała ona aż do żołądka, jej zadaniem było odsysanie zakrzepów i innych złych rzeczy jakie mogły się do żołądka dostać. Druga rurka została nazwana "większym złem" i tak było, podobna sytuacja jak z poprzednią rurką, tylko wyciąganie dużo bardziej bolesne. Była to dosyć gruba rurka ale krótsza. Ona natomiast odpowiadała za moje oddychanie.
Nie mogłem zasnąć, a byłem bardzo zmęczony, było już dosyć późno.
Dowiedziałem się, że operacja trwała około 5,5 godziny, wjechałem na salę operacyjną koło 8, wyjechałem z sali dopiero około 17, więc dużo czasu pochłonęły przygotowania.

Nadal nie mogłem zasnąć, ciągle mnie całe ciało swędziało, okropnie, na samą myśl mnie swędzi. Podano mi środek nasenny. Nic to nie dało, nawet nie poczułem różnicy. Myślę, że było po północy, ja nadal się męczyłem, pielęgniarki ucięły sobie głośnią rozmowę na temat kosmetyków i innych babskich rzeczy. Nie dawało mi to zasnąć, byłem zły, zmęczony, obolały i miałem wszystkiego dosyć. Mówiłem do siebie "Zaraz uduszę te cholerne baby", a nie byłem nawet w stanie się ruszyć. Po jakimś czasie otrzymałem drugą dawkę środka nasennego. Czułem, że jest już lepiej, ale gdy tylko zaczynałem zasypiać, budziło mnie swędzenie, materac, który ciągle pracował, gadające pielęgniarki i chrapanie zintensyfikowane rurkami w nosie. Byłem załamany i zły na cały świat. Gdybym nie był taki słaby pewnie bym wstał i poszedł sobie. Tak pozostało mi tylko wyczekiwać aż mnie ktoś stąd zabierze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz